Benenson – Oburzenie sprawiedliwego

28 maja 1961 roku był kolejnym dniem w życiu brytyjskiego prawnika. W końcu znalazł chwilę, by odetchnąć w natłoku wszelkiego rodzaju spraw. By się zrelaksować sięgnął po leżącą obok gazetę. „The Observer” przywitał go jak zawsze ładnym wykonaniem. Przeglądał strony powoli, szukając czegoś na czym mógłby zawiesić oko. Intuicja nie zawiodła – jego uwagę przykuł artykuł o uwięzieniu portugalskich studentów. Tytuł, The Forgotten Prisonersbył niezwykle wymowny. Gdy wczytał się, opanowało go oburzenie – młodzieńców posłano za kraty tylko za to, że wznieśli toast za wolność. Ku swojemu zaskoczeniu, ukuło go to bardzo głęboko. On, wychowanek Oksfordu, prawnik i aktywista, nie mógł przejść obok tak jawnej niesprawiedliwości obojętnie. Uznał, że coś trzeba zrobić i zrobi to właśnie on. Nazywał Peter Benenson.

Wspomniana spraw skazania studentów portugalskich na siedem lat więzienia tak oburzyła Benensona, iż napisał on serię artykułów, które rozesłał po mediach w całej Europie. Jego głos i akcja spotkały się z odpowiedzią – do Portugalii przybywały setki listów ze wsparciem dla poszkodowanych. By móc skoordynować rosnącą falę pomocy, w Luksemburgu powołano specjalną organizację – Amnesty InternationalBenenson nie należał do organizacji, lecz brał czynny udział w jej akcjach.

Powołanie Amnesty International

AI przez dekady rozwinęło się, stając się na przełomie wieków ogromną platformą, w ramach której o pomoc wołać mogą zapomniani i poszkodowani z całego świata. By pomóc im sprawom organizowane są ogromne akcje pisania listów wsparcia, które AI przekazuje do władz, chcąc wymusić zajęcie się tymi potrzebującymi. Ich celem ma być zwalczanie tego, co Benenson uznał przed laty za tak oburzające – niepozwalanie na zapomnienie o niesłusznie traktowanych.

Organizacja winna zapobiegać okrywaniu całunem milczenia takich wydarzeń jak te, które dokonały się w Lienzu na przełomie maja i czerwca 1945 roku. Wówczas to dziesiątki tysięcy ludzi, w tym kobiety i dzieci, zostały brutalną siłą zagonieni do pociągów, a następnie wysłani do ZSRR, gdzie większość z nich spotkała brutalna śmierć. Wszystko to w świetle zwycięskich aliantów, którzy prowadzili tą kaźń, nazwaną dla porządku operacją Keelhaul.

 

AmnestyInternational

Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , | Skomentuj

Centralia – Miasto które stoi na piekle

Wyobrażacie sobie żyć w mieście, które niemal codziennie zasnuwa się dymem, gdy z rozstępującej się ziemi buchają pióropusze pyłu i płonących odłamków, bowiem całe miasto leży na gigantycznych rozmiarów płonącej jaskini? Jeśli nie, to spokojnie – nie musicie. Takie miejsce istnieje i można je odwiedzić. Nazywa się Centralia i leży w Pensylwanii.

Narodziny Miasta Centralia

Miasteczko założone w 1841 roku było z początku spokojną wioską, znajdującą się pomiędzy Nowym Yorkiem, Waszyngtonem i Pittsburghiem. Jako, że nie leżał na żadnym większym szlaku, z początku utrzymywała się głównie z rolnictwa. Los jej mieszkańców odmienił się, gdy odkryto pod nią ogromne pokłady antracytu – najbardziej kalorycznej odmiany węgla kamiennego. Pierwsze kopalnie otworzono w 1856 roku. Przez kolejne lata Centralia stała się typową wioską górniczą. Niestety, wybuch I wojny światowej, odpływ młodych, a później kryzys światowy sprawił, że pomimo ogromnych bogactw złożonych pod miastem, musiano zamknąć wiele kopalni. Niestety, wielu ludzi na własną rękę i nielegalnie podejmowało wydobycie, co zakończyło się jedynie zawaleniem dużej części z opuszczonych tuneli. Miało mieć to fatalne skutki w przyszłości.
Jednakże wciąż trwało ograniczone wydobycie, które wzmogło się gdy władze miasta nabyły w 1950 roku prawa do całego dobra pod ziemią. Wchodząc w szóstą dekadę XX wieku wydawało się, że miasteczko będzie dalej prosperować, korzystając z dóbr natury. Wszystko miało zmienić się przez ludzki błąd.

Początek problemów

Nie jest jasnym jak doszło do tragedii. David Dekok, który zajął się opisaniem tematu, wskazuje że prawdopodobną przyczyną była chęć „uprzątnięcia” przed Dniem Pamięci wysypiska śmieci, które zlokalizowano w jednym z głębokich szybów. Podobnie jak w poprzednich latach (!) miano podpalić śmieci, po czym gasić popioły. Jednakże niedopatrzenie sprawiło, że ognia nie zduszono w pełni, a wysoka temperatura rozszczelniła skały, dzięki czemu ogień przedostał się do żył węgla, które zaczęły płonąć. Inne teorie wskazują na wyrzucanie popiołów z pieców na takie „wysypiska” czy też sugerują, że pewien pożar krążył pod ziemią od poprzedniego wypadku w 1932 roku. Oznaczałoby to, że przez 30 lat (właściwy pożar wybuchł pod Centralią 27 maja 1962 roku) ogień szukał pochłaniał pomniejsze grudki węgla, aż w końcu, niczym mistyczny Jormungand, dopełzł do właściwych pokładów.
Paradoksalnie, przez lata pożaru nie traktowano jak zagrożenie! Choć miasteczko powoli pustoszało, bowiem kolejne osoby nie chciały mieszkać na płonących podziemiach, tak dopiero na przełomie lat 70 i 80 problem zauważono. Podobno pierwszym odnotowanym problemem z jakim się spotkano była znacznie wyższa temperatura gruntu, która zagrażała chociażby podziemnym zbiornikom paliwa (które to miały rozgrzewać się do niemal 80° C. Dość powiedziano dopiero w 1981 roku, kiedy to pod bawiącymi się dziećmi dosłownie rozstąpiła się ziemia, z której buchnęły trujące opary tlenku węgla. Chłopiec, który wpadł w rozpadlinę przeżył tylko dzięki szybkiej pomocy swojego kuzyna.
Choć w 1981 roku Centralię zamieszkiwało przeszło 1000 osób, tak władze uznały że nie można już ryzykować – na działania związane z relokacją mieszkańców Kongres przeznaczył w 1983 roku ponad 42 miliony dolarów. Miasteczko opustoszało, a większość budynków zrównano z ziemią. Na próbę walki z ogromnym pożarem przeznaczono ponad 7 mln. Dolarów, jednak nawet zalanie wodą części jaskiń wodą nie dało odpowiednich wyników. Podziemny ogień przeżuwa ziemie na przestrzeni wielu akrów, a ze względu na rozmiary pokładów węgla oraz jego wysoką jakość pożar może trwać tam przez kolejne 250 lat. Gdy zaś rozpalona ziemia nie wytrzymuje i rozstępuje się, teren gdzie kiedyś było miasteczko zasnuwa się trującymi gazami. Dziś w tych okolicach mieszka 9 osób.
Miasteczko było naturalną scenerią z horroru, której potencjał dostrzegli Japończycy – rozbudowując wydarzenia o wątki paranormalne, a pozostawiając upiorność oryginalnego miasteczka powstała fabuła całej serii Silent Hill.
b3becc754417e99694c15240d7b6e09d
Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , , , | Skomentuj

Wyścig, który nie ma dość

26 maja 1923 roku na francuskim torze Circuit de la Sarthe po raz pierwszy pojawiły się samochody zgrupowane w ramach nowego wyścigu. Historia 24h Le Mans rozpoczynała się pośród zapachu smarów i gumy.

24h Le Mans jest zaliczany do grupy wyścigów wytrzymałościowych. O ile w wyścigach Formuły 1 chodzi o jak najszybsze przejechanie określonej liczby okrążeń, o tyle w Le Mans chodzi o wykonanie jak największej ich ilości w określonym czasie. Tak jak F1 pozwala to na sprawdzanie konstrukcji i nowych technologii w ramach widowiskowych testów. Dodatkowo, pojazdy biorące udział w wyścigach obłożone są specjalnym zestawem zasad, jak np.

– obowiązek jazdy co najmniej godzinę przed wyścigiem, nim można było uzupełnić płyny do samochodu, takie jak olej lub płyn chłodzący, z wyjątkiem paliwa

– samochody muszą mieć wyłączone silniki podczas tankowania w boksach

– podczas tankowania nie wolno wykonywać żadnych dodatkowych prac przy pojazdach

Wymagania te są powiązane z chęcią eliminacji słabych, bezpieczeństwem oraz chęcią wprowadzenia dodatkowego stresu dla załóg, które muszą dać z siebie wszystko by osiągnąć jak najlepszą wydajność. Jest to również związane z faktem, że w Le Mans można, poza specjalistycznymi bolidami, zobaczyć też „zwykłe” samochody z bardzo wysokimi osiągami.

Kolejne edycję pojawiały się od 1923 roku z wyjątkiem 1936 oraz okresu wojennego. Na przestrzeni lat zmieniano długość toru (dziś jest to 13,629 km), zasady, ilość członków w zespole oraz pule zainteresowanych – do IIWŚ byli to głównie Europejczycy, zaś po niej na podium zaczęli pojawiać się również ludzie zza oceanów.

Rekordową ilością okrążeń jest 397, który to wynik udało się osiągnąć niemieckim zespołom dwa razy – w 1971 i w 2010 roku. Epicki sprawdzian umiejętności i wytrzymałości ma również mroczniejsze epizody – podczas wyścigu w 1955 roku części bolidu, który dosłownie rozpadł się na torze, z ogromną prędkością rozleciały się wokół wraku. Część z nich poleciała w widownie i, niczym odłamki, dokonała masakry – zginęło 80 osób. Wyścig kojarzy się jednak przede wszystkim jako wielkie widowisko, z którego pochodzi chociażby tradycja polewania szampanem widowni przez zwycięzcę.
racing-around-the-world-formula-one-warummm-24-hours-of-1378543
Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , , | Skomentuj

Film, który zrodził Science Fiction

25 maja 1977 roku w amerykańskich kinach premierę miał film pod nic nie mówiącym wówczas tytułem „Gwiezdne Wojny”. Fabuła, będącą połączeniem przygód Flasha Gordona, epizodów z II Wojny Światowej, wierzeń i kultury dalekiego wschodu oraz własnych pomysłów reżysera, Georege’a Lucasa, była tym co rozsławiło gatunek tzw. Space opery na cały świat.

Prosta historia przygodowa, krytykująca imperializm i despotyczność władzy, uzupełniona wybitnymi jak na ówczesne możliwości efektami specjalnymi zachwyciła niemal wszystkich. Genialnie zagrane role, obsadzone zarówno znanych, jak i nowych aktorów, były niezwykle przekonujące (pomimo tego, że aktorzy nie zawsze wiedzieli co grają), iż stały się ikoniczne, a wręcz archetypiczne dla całej kultury filmowej zachodu.

Film, na który nie czekał właściwie nikt, dał początek serii, której kolejne epizody są wyczekiwane z wypiekami przez dziesiątki milionów fanów na całym świecie.

 

StarWars,meme

Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , | Skomentuj

Wyspa za 30 dolarów

24 maja 1626 doszło do jednej z niezwyklejszych umów handlowych w historii. Otóż, prawdopodobnie, Peter Minuit, trzeci w historii gubernator tzw. Nowych Niderlandów za proste towary handlowe (o równowartości 60 guldenów, czyli dzisiejszych 24 dolarów) kupił… całą wyspę Manhattan.

Holendrzy w Nowym Świecie

Holenderska obecność u ujścia rzeki Hudson zaczęła się w 1614 roku, gdy w ramach zleconej przez Holenderską Kompanię Zachodnioindyjską wyprawy do ujścia wielkiej rzeki dotarł Henry Hudson. Zauroczony pięknem i bardzo korzystną marynistyczni budową Zatoki Delaware, wrócił do Amsterdamu, ogłaszając odnalezienie dogodnej lokalizacji dla faktorii halowej w Nowym Świecie.
Odkrycie i wizja nowego początku rozpaliła zainteresowanie wielu ludzi, dzięki czemu jeszcze w tym samym roku w to miejsce przybyła i założyła miejscowość pierwsza grupa osadników. Ich osadę, założoną na wyspie Manhattan (co wywodziło się od nazwy z języka Indian plemienia Lenape „Manna – Hata” – wyspa wielu wzgórz), ochrzczono mianem Nowego Amsterdamu. Dla bezpieczeństwa na wyspie w środkowym biegu rzeki stworzono również fort Oranje. Miasteczko szybko rozwijało się dzięki swojej korzystnej lokalizacji, spokojnym wodom i mnogości zwierzyny futerkowej (zwłaszcza bobrów, z których to jeden widniał nawet na godle całej kolonii), która stanowiła istotną część dóbr handlowych.

Historyczne negocjacje

Z upływem czasu i przybywaniem w rejon tysięcy nowych osadników, Nowe Niderlandy rozrosły się, opanowując cały końcowy odcinek rzeki Hudson, pochłaniając np. Nową Szwecję. Niejasnym jednak pozostawała sprawa własności ziemi, na której rozwijała się kolonia. By rozwiązać ten dylemat, ciążący na handlu gruntami i dalszej rozbudowie, podjęto w końcu negocjacje handlowe z lokalnymi plemionami. Najsłynniejsza z nich odbyła się w 1626 roku, kiedy to za bardzo niską cenę wysłannik holenderski, prawdopodobnie ówczesny gubernator kolonii, uzyskał jasną zgodę na przejęcie wyspy przez kolonizatorów. Indianie nie ucierpieli z tego powodu – wyspa była dzika i nie stanowiła dla nich większej wartości, zwłaszcza że nie traktowali ziemi i powietrza jako coś co można posiadać.
Popularnym jest historia, jakoby wśród dóbr, za które kupiono Manhattan, znajdowały się szklane koraliki. Czy tak było nie wiadomo, bowiem nie informacja o tym nie pojawiała się nigdzie, aż do czasu Marthy J. Lamb w 1877, w której wspominała że były one tym, co zaoferowano wodzom w zamian za wyspę. Jednakże nie ma właściwie żadnego potwierdzenia czy dowodów na poparcie tej tezy, bowiem cały epizod ogranicza się do dosłownie krótkiego fragmentu listu dotyczącego stanu kolonii. Listu w którym nie podano ani kto, ani za co dokładnie kupił wyspę. Jedyne co jest pewne, iż że przekazane dobra miały wartość 60 guldenów. Ze względu na tą niską wartość oraz przemilczenie przez Holendrów w negocjacjach jak traktują własność ziemi (zupełnie odmiennie od Indian) jest to uważane za przykład podstępnego oszukiwania tubylców przez osadników.
Nowe Niderlandy jako własność holenderska przetrwały i prosperowały do 1664 roku, kiedy to do kolonii bezpardonowo wpłynęło brytyjskie wojsko, które zajęło Manhattan praktycznie bez walki. To i prowokacje brytyjskie w kolejnych latach doprowadziły do wybuchu drugiej wojny angielsko-holenderskiej, którą wygrał Amsterdam. Jednakże w ramach traktatu w Bredzie z 1667 roku Holendrzy bez większego żalu zrzekli się władzy nad kolonią, wymieniając ją za gwarancje bezpieczeństwa dla swoich posiadłości na wyspach korzennych. Zainstalowany na Manhattanie Nowy Amsterdam został przemianowany na Nowy York, która to nazwa pozostała do dziś. Jednakże Wielkie Jabłko nie zapomniało o swoich korzeniach, co widać w barwach flagi (granat, biel i pomarańcz nawiązują do flagi Zjednoczonych Prowincji) i treści pieczęci miasta, w której widać Holendra, Indianina, parę bobrów i beczek, skrzydła holenderskiego wiatraku i datę – 1625.
5b9uuz
Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , , | Skomentuj

Tuchaczewski – Grobowe Domino

Furgonetka podskoczyła na wyboju, powodując że wszyscy na pace podskoczyli. Siedzący najbliżej kabiny kierowcy uderzył dwukrotnie w oddzielającą dwie części pojazdu ściankę i, bluzgając, nakazał kierowcy, by ten jechał spokojniej. Zaraz po tym uwagę jego i dwóch pozostałych konwojentów przykuł niski, krótki jęk. Spojrzał na jego źródło – skutego, siedzącego w pogniecionym i zakrwawionym mundurze oficera z obitą twarzą. Niefortunny wybój sprawił, że uderzył głową o ścianę i ponownie zaczął krwawić z przemieszczonego nosa. Gdy spazm bólu lekko zelżał, więzień powoli rozwarł powieki, a ich spojrzenia spotkały się. Oczy konwojowanego przeszywały w swoim ciemnym odcieniu, jego wzrok pozostawał dumny, mimowolnie próbujący zdominować przeciwnika. Nie było jednak kogo dominować – oczy konwojentów były jednolicie puste, nie zdradzające jakiegokolwiek wyrazu. Jakby byli wyprani z emocji, ograniczając się tylko do podstawowych myśli poznawczych. Z całego wyrazu człowieka odzianego w czapkę z niebieskim otokiem można było wyczytać ni mniej ni więcej niż „jeśli masz siłę kwiczeć, to znaczy że żyjesz”. Znał ten wyraz bardzo dobrze, służył z takimi jak on całe życie. A teraz, mimo zasług i wybitnej służby, mimo wszystkich poświęceń i wspólnych ideałów, ci ludzie bezwzględnie aresztowali go, pobili i wrzucili do więźniarki. Jego, marszałka Związku Radzieckiego, potraktowano jak podrzędnego bandytę. Teraz, będąc na muszce, zmierzał wraz ze swoimi oprawcami do stolicy proletariatu. Choć tliła się w nim nadzieja, że może to wszystko okaże się jakąś dziwaczną farsą, tak jego niezawodna logika podpowiadała, że nie ma co na to liczyć. Był tylko jeden człowiek, który miał interes i możliwości nasłać na niego ogary Berii. Jeśli zaś Wąsaty Gruzin odważył się podnieść rękę na niego, Czerwonego Napoleona, to szykowało się wielkie przetasowanie pośród bolszewickiej starej gwardii. Przetasowanie, którego Michaił Nikołajewicz Tuchaczewski nie spodziewał się przeżyć.

Prolog dramatu

W latach 30 XX wieku Stalin uznał, iż musi rozprawić się z całym korpusem zasłużonych bolszewików, którzy (w jego paranoicznej wizji świata) wiecznie dybali na jego życie i stanowisko. W ramach stworzonych specjalnie list, najpierw powoli, aresztowane są kolejne osobistości sowieckiego imperium. Klucz, który ich łączy jest właściwie jeden – wszyscy znają historię Stalina sprzed jego dojścia do władzy i wszyscy brali udział w wojnach o utworzenie ZSRR. Pretekstem do tego jest zabójstwo Siergieja Kirowa w 1934 roku, po którym śledczy odwiedzają kolejne adresy. Przez dwa lata czystka jest jednak dość stopniowa, dotykając przede wszystkim partii i administracji, jednak ma iście sowiecką skalę – giną i znikają setki tysięcy ludzi, w tym takie osobistości jak Kamieniew czy Zinowjew. Całą operacją zarządza psychopata – szef NKWD Gienrich Jagoda, który po egzekucjach co znamienitszych postaci nakazuje wydobyć z ich szczątek zdeformowane kule i dostarczyć na jego biurko, gdzie umieszcza je w podpisanych pudełeczkach.
Jednak akcja zmienia swój charakter, kiedy zostaje zastąpiony na tym stanowisku w 1936 roku przez Nikołaja Jeżowa. Człowiek ten nie bez przyczyny zasłużył sobie na tytuł Krwawego Karła (miał 153 cm wzrostu). Łącząc niezachwianą lojalność wobec Stalina, brak zahamowań i sadystyczną kreatywność rozpędzał coraz bardziej machinę terroru. Aresztuje między innymi swojego poprzednika, Jagodę. Po dwuletniej uwerturze symfonia przemocy miała rozlać się na względnie nietkniętą jeszcze gałąź radzieckiego państwa – Armię Czerwoną. Armia, której korpus oficerski składa się w większości z weteranów wojny domowej, jest uważana przez paranoika na Kremlu za największe zagrożenie – nie podlega ona jurysdykcji NKWD, a stanowi fizyczną siłę, zdolną potencjalnie obalić stalinowski ład. Na jej czele stoi zaś legenda wielkiej wojny, wojny polsko-bolszewickiej i ojciec radzieckich militariów – marszałek Michaił Tuchaczewski.

Tuchaczewski – wielka strata

Wykształcony i doświadczony, pomimo porażki pod Warszawą, pozostał wśród najważniejszych postaci w Armii Czerwonej, kształtując ją w ramach swojej, bardzo nowoczesnej wizji. Współtwórca genialnej doktryny wielkich operacji. Praktyk i teoretyk wojskowości, wykładający na uniwersytetach, mający kontakty za granicą, szanowany przez swój sztab. Znał również brudy na Stalina, chociażby jego błędy z wojny 1920 roku. Postać, która w przyszłości miała poprowadzić czerwony potop na cały świat. Lub która mogła stać się zagrożeniem.
Tuchaczewski zostaje aresztowany 22 maja 1937 roku po naradzie w Kujbyszewie. Wsadzony do więziennej furgonetki przez funkcjonariuszy NKWD, zostaje przewieziony do Moskwy. Oskarżony zostaje o zdradę ojczyzny, współpracę z obcym wywiadem (na co dowody dostarczył wywiad niemiecki) i spisek. Mając Tuchaczewskiego pod kluczem, Jeżow otrzymał od Stalina instrukcję, iż:
„… Tuchaczewski powinien być zmuszony do powiedzenia wszystkiego… To niemożliwe, żeby działał sam”.
Uderzenie w Tuchaczewskiego wywołuje efekt domina. Trzech spośród pięciu marszałków ZSRR zostaje aresztowanych, podobnie jak 3 spośród 8 dowódców najwyższej rangi, wszyscy dowódcy „armii mniejszej”, wszyscy wielcy admirałowie. Z 733 wyższych dowódców i komisarzy politycznych Armii Czerwonej (od dywizji wzwyż) ginie 579, zaś całkowite straty w korpusie oficerskim szacuje się na około 35 tys. zabitych. Po czystce zaledwie 7% oficerów Armii Czerwonej posiadało wyższe wykształcenie wojskowe. Jest to wydarzenie bezprecedensowe w historii wojskowości, zaś zbliżone straty w korpusie oficerskim Armia Czerwona poniosła jeszcze raz w 1941 roku, w szczycie sukcesów operacji „Barbarossa”.
Rzeź trwa przez lata. Tuchaczewski, wraz z ośmioma innymi generałami, zostaje skazany na śmierć 11 czerwca 1937 roku. W czasie procesu odczytano, iż przyznał się do wszystkich zarzutów, jednak jego zmasakrowana postać wskazywała, iż został do tego „zachęcony” przez śledczych. W ciągu godziny od ogłoszenia wyroku ginie w swojej celi od strzału w tył głowy. Historia w pewnym sensie upomni się o niego – rok później, gdy Stalin decyduje iż niezbędnym jest wygaszenie czystek, Jeżowa (który był światkiem egzekucji marszałka) aresztuje inna bestia – Ławrientij Beria. Jeżowa rozstrzelano w 1940 roku, zaś Jagodę – w 1938.
lvx6icyrodp61
Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , , , , | Skomentuj

Najwyższa budowla świata

Robotnicy zabezpieczali kolejne pręty i mocowania. Praca na wysokości ponad 600 metrów jest trudna sama w sobie, a gorejące zwrotnikowe powietrze nijak nie pomagało. Gdyby tego było mało, tego konkretnego dnia każdemu ruchowi przyglądała się specjalna „komisja”, złożona z kamerzystów, urzędników i oczywiście właścicieli całej „inwestycji”. Dowolny błąd mógł zostać po fakcie surowo ukarany, więc załoga pracowała pod niemałym stresem. W końcu jednak udało się – dopasowane pręty połączyły się i udało się przygotować kolejne piętro. Razem z tym urzędnik z ramienia światowego rekordu Guinnessa skontaktował się ze swoimi kolegami i potwierdził – budynek osiągnął 649,7 metra wysokości! Burdż Chalifa 21 maja 2008 roku oficjalnie stał się najwyższą budowlą wzniesioną ludzkimi rękami. Posypały się oklaski, błysnęły flesze, a do końca dnia cały świat obiegła wieść o kolejnym rekordzie pobitym przez konstrukcje. Jedynym poszkodowanym wobec tego wydarzenia był pewien maszt radiowy nad Wisłą…

Zamysł giganta

Wobec wejścia w XXI wiek Zjednoczone Emiraty Arabskie, jedno z kilku małych państw Zatoki Perskiej budujących swoją pozycję na ropie, uznały że niezbędnym jest dywersyfikacja źródeł dochodu oraz stworzenie wizerunku kraju jako nie tylko roponośnego kurka. Wobec tego w Dubaju, największej aglomeracji pustynnej federacji, rozpoczęto budowę serii wielkich budowli, które miały zachwycić i wprawić w osłupienie cały świat.
Najwyższa z nich, mający ostatecznie nosić imię władcy sąsiedniej Abu Zabi (Khalifa ibn Zajid Al Nahajjan), został zaprojektowany przez firmę Skidmore, Owings & Merrill. Do wykonania projektu zatrudniono doświadczonego architekta Adriana Smitha. Ten podjął się zadania, tworząc niezwykłą hybrydę stylów – w jego kreacji neo-futuryzm został skutecznie pożeniony z tradycyjną islamską architekturą, tworzoną na planie pnącej się w górę spirali. Po stworzeniu projektu skonsultował swoje plany z inżynierem, Billem Bakerem, który miał sprawić by tytaniczna wizja ożyła. Na głównego wykonawcę wybrano koreańską korporacje Samsung C&T (Construction & Trading). Prace rozpoczęto oficjalnie 6 stycznia 2004 roku.
Krąży wiele legend co do tego jak ustalano wysokość budowli. Podobno pierwotnie budynek miał mieć „zaledwie” 560 m., jednak z czasem (wobec właściwie nieograniczonego budżetu) rósł, aż do wysokości 808 m. Byłby już wówczas najwyższym budynkiem świata, jednak Smith twierdzi iż uznawał projekt za wciąż niedoskonały i po krótkich negocjacjach uzyskał pozwolenie na wyciągnięcie całości w górę o jeszcze 21,8 m iglicy.

Burdż Chalifa – Szkło pośród piachu

Prace budowlane trwały ponad pięć i pół roku – budowlę zakończono 1 października 2009 roku. Po sprawdzeniu kwestii bezpieczeństwa i instalacji niezbędnych dóbr wielkie otwarcie przypadło na 4 stycznia 2010 roku. Sumaryczna wysokość budowli i iglicy to 829,8 m, z zaznaczeniem że ostatnie piętro użytkowe znajduje się na wysokości 585.4 m. Powierzchnia użytkowa 309,473 metrów kwadratowych przekłada się na 154 piętra dla gości i 9 poziomów konserwacyjnych, obsługiwanych przez 57 wind. Całość kosztowała 1,5 mld. Dolarów.
Wokół budynku zebrało się sporo kontrowersji. Ostatnie 244 m. Wysokości zostały nazwane „iglicą pychy”, bowiem zawierają minimalną ilość przestrzeni użytkowej. Podczas budowy doszło do przynajmniej jednego strajku, wynikającego z niskich zarobków ekipy wysłanej do pracy. Jak na razie na wierzy doszło do co najmniej dwóch prób samobójczych.
Budowla pobiła ponad 15 światowych rekordów, stając się najwyższą ludzką budowlą w 2008, pobijając rekord piastowany dotychczas przez Maszt radiowy w Konstantynowie. Budowa przyniosła Smithowi i Skidmore, Owings & Merrill sławę oraz nowy superkontrakt – nie minął bowiem tydzień od otwarcia Burdż Chalifa, a 11 stycznia 2010 roku saudyjski książę Al-Walid ibn Talal oficjalnie ogłosił chęć budowy w Arabii Saudyjskiej tzw. Jeddah Tower, mającej osiągnąć wysokość co najmniej 1000 m!
be38163e3d1ed14cbfee8ea9337c0854
Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , | Skomentuj

Karol III – chwilowy Pan całego Świata

20 maja 885 roku Karol III, zwany Otyłym, został ostatecznie królem Franków Zachodnich. Było to ostateczne ukoronowanie jego drogi do pełni władzy w świecie królestw zachodu – od 876 roku zdobył panowanie nad Frankami Wschodnimi, królestwem Włoch, został obwołany Świętym Cesarzem Rzymskim. Pierwszy raz od czasów Karola I Wielkiego ktoś, choć na chwilę, zjednoczył wielkie włości Franków.

Jako najmłodszy Ludwika II Niemieckiego, Karol nie mógł być pewien korony. Jednak dzięki szczęściu, korzystnym zgonom monarchów z różnych stron świata, swoim zdolnościom i znajomościom Karol nie tylko nie dał wygryźć się z interesu, ale na krótki czas zdobył właściwie pełnie władzy nad terenami od Atlantyku po Odrę i od Danii po Rzym.

Niestety, gra o tron wyczerpała go i zbudowała koalicję czyhających na jego potknięcia. Od lat rozgrywany i podgryzany przez możnych nie mógł znaleźć oparcia. Ostatecznie jego pozycja załamała się w 887 roku, kiedy to groźba wolty pobrzmiewała już w niemal każdym z królestw. Jakby tego było mało, żona (Ryszarda Szwabska) oskarżyła cesarza o cudzołóstwo, całkowicie podważając jego wiarygodność. Wobec tego kolejni krewni zrywali z nim i wypowiadali posłuszeństwo.

Obawiano się, że dojdzie jeszcze do wojny domowej, że władca spróbuje przywołać do porządku swoich wasalów. Jednak Karol nie miał siły się bronić, zalany żalem i bezsilnością. Tego samego roku ostatecznie abdykował w Tryburze, a zwieńczeniem jego mimo wszystko smutnej historii była śmierć, która dotknęła go parę miesięcy później.

 

5acl7s

Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , | Skomentuj

Dzień mroku w Nowej Anglii

Życie studenta renomowanych uczelni nigdy nie było proste, tym bardziej w XIX wieku – zdarzały się dni lepsze i gorsze, gdyż przewrotny los uwielbia bawić się z żywotami młodych. Jednak nawet najczarniejsze dni na uniwersytecie Harvarda nie mogły równać się z tym, co spotkało całą załogę uniwersytetu i tysiące innych amerykańskich obywateli 19 maja 1780 roku. Bo choć student to zwierz twardy, przebiegły i gotowy niemal na wszystko, to gdy świat przypomina biblijną apokalipsę nawet on może się załamać.
Wydarzenie znane jako New England’s Dark Day jest niewątpliwie wyjątkowym. Owy Dzień Ciemności, który nastąpił 19 maja i trwał nieco ponad półtorej doby, ale i dziś doprowadziłoby niejednego do gęsiej skóry. Otóż po kilku dniach widocznej anomalii pogodowej, kiedy to słońce nawet w zenicie utrzymywało krwisto czerwoną barwę, a niebo było chorobliwie żółte, nagle 19 maja dzień dosłownie zgasł. Nad terytorium o powierzchni kilkukrotnie większej od Polski stopniowo nastawał mrok, aż do niemal pełnego zaciemnienia, które wymagało zapalania lamp i świec, by dostrzec cokolwiek. W powietrzu było czuć spaleniznę (co bardziej przerażeni mówili też o siarce), zaś z nieba padał czarny deszcz.
To widowisko, uzupełnione o wyjące w panice zwierzęta, było przygnębiającym spektaklem. Spotkał się on oczywiście z adekwatną ludzką paniką, zwłaszcza wśród osób głęboko wierzących, którzy widzieli w tym prolog Sądu Ostatecznego. Nie wszyscy jednak poddali się panice. Godzina przypadająca na szczyt zaciemnienia przypadła w trakcie obrad legislatury stanowej stanowej stanu Connecticut. Panowie delegowani, w pełni zrozumiale, zaczęli trwożyć się na widok za oknem, zastanawiając się czy nie przerwać zebrania i wrócić do swych domów. Wówczas to wystąpił przed nich członek rady, Abraham Davenport, stwierdzając:
Jestem przeciwny odroczeniu [obrad]. Niezależnie od tego, czy dzień sądu nadchodzi, czy też nie. Jeśli nie, to nie ma powodu do odroczenia; jeśli tak, wolę być zastanym podczas wypełniania moich obowiązków. Życzę więc sobie, by wniesiono świece.
Jego opanowanie i chęć wypełniania swoich obowiązków do końca tak zainspirowała resztę członków legislatury, iż przy sztucznym świetle kontynuowali obrady bez przeszkód. Zjawisko powoli ustępowało, choć dwie noce Amerykanie i Kanadyjczycy w rejonach rzeki Nowej Anglii i Quebecku musieli przetrwać bez pocieszającego światła gwiazd. Gdy zjawisko ustąpiło po kilkudziesięciu godzinach, ogromne przestrzenie pokryte były kilkocentymetrową warstwą pyłu i sadzy.
Dziś uważa się, iż wydarzenie miało podłoże w pełni naturalne – gdzieś w ostępach Kanady musiało dojść do ogromnego pożaru lasu, który wyprodukował gargantuicznych wielkości chmurę dymu. Te wraz z chmurami deszczowymi, niesione silnym wiatrem, rozpostarły zasłonę mroku nad terytorium od Ottawy po Atlantyk i od Nowego Brunszwiku po New Jersey. Pamięć po tym pozostała nie tylko w kulturze (dzielnemu urzędnikowi poświęcono pomnik), ale również w przyrodzie – drzewa nad Rzeką Św. Wawrzyńca do dziś mają ukryte w słojach pasmo pyłu z tamtych mrocznych dni.
5a7bs7
Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Zdobyty klasztor na szczycie

18 maja 1944 roku nad gruzami, które jeszcze niedawno były znane jako klasztor na Monte Cassino, załopotała biało-czerwona flaga oraz rozbrzmiał Hejnał Mariacki. Było to poetycką puentą kampanii, która pochłonęła tysiące istnień i połączyła w śmiertelnym wysiłku armie złożone z przedstawicieli niemal każdego kontynentu.

Wobec sukcesu lądowania najpierw na Sycylii (operacja Husky), a później na Półwyspie Apenińskim (operacja Avalanche) w 1943 roku zdawało się, że prawdziwym były słowa Winstona Churchilla o „miękkim podbrzuszu Europy”. Alianci, dzięki wywalczonej przewadze w powietrzu i na morzu, wdzierali się w głąb terytorium największego europejskiego sojusznika Rzeszy, doprowadzając do wyjścia Włoch z wojny i podzielenia ich na dwa kraje. Sukcesy były znaczne, a po sukcesie w Tunezji alianci byli pewni siebie. Jednakże Niemcy i Włosi nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

Gdy alianci musieli ścierać się z działaniami opóźniającymi i pogarszającą się jesienną aurą, siły Osi sprawnie wycofały się na potężną linię umocnień, określaną jako Linia Gustawa. Sieci bunkrów, pól minowych i specjalnie przygotowanych dolin śmierci przedzielał półwysep, niczym zbrojny pas, w jednym z najwęższych jego odcinków. Oparci o wartkie rzeki i strome szczyty zdeterminowani obrońcy byli dowodzeni przez niemieckiego marszałka Kesseliringa, który zamierzał dać lekcję pewnym siebie aliantom. Z niemałymi sukcesami – do końca 1943 roku żadna z alianckich armii nie była nawet blisko uzyskania przełamania.

Jednym z krytycznych punktów linii były pozycje obsadzone przez doborowe niemieckie siły na wzgórzu Monte Cassino, zwieńczonego klasztorem benedyktynów. Obrońcy mogli panować z niego nad główną droga prowadzącą do Rzymu. Alianci rozumieli jej istotność, stąd gdy podjęto pierwszą próbę przełamania włoskiego patu w operacji Shingle (lądowanie pod Anzio) w styczniu 1944, to właśnie na linie płynącej u stóp wzniesienia rzeki Rapido 22 stycznia spadło silne, głównie amerykańskie uderzenie. Choć Amerykanie starają się z całych sił, to wstrzelany i gotowy na wszystko wróg nie oddaje bez walki ani piędzi ziemi. Walki są tak zażarte, że w akcie desperacji alianci decydują się na pogwałcenie konwencji międzynarodowych i bombardowaniem mielą benedyktyński klasztor na szczycie wzniesienia. Pomimo kosztów wizerunkowych i ludzkich atak po obu stronach Linii Gustawa (pod Anzio i Cassino) zamiera, zaś alianci zmuszeni są do wycofania z linii aż pięciu dywizji, ze względu na straszliwe straty. Obrońcy korzystają podwójnie – rozbity klasztor zostaje zamieniony w twierdze. Pole bitwy porównuje się do najgorszych epizodów I wojny światowej, gdzie tysiące były wysyłane do iście samobójczych ataków przez ziemię niczyją.

Drugie i trzecie natarcie spada na barki Brytyjczyków, którzy za wszelką cenę próbują odciążyć oblegany po drugiej stronie gór przyczółek. Od 15 lutego do boju idą żołnierze całej brytyjskiej wspólnoty – od Kanadyjczyków, poprzez himalajskich Gurkhów, aż po pacyficznych Maorysów. Umiejętnie używając wsparcia artylerii i lotnictwa dokonują serii przełamań i zdobywają duże ilości terenu, okupując to jednak poważnymi stratami. Trwają zaciekłe walki o miasteczko Cassino, ostrzeliwane przez obie strony. W deszczu, przy mroźnym wietrze żołnierze próbują wykonać powierzone im zadania i są o krok od przedarcia się do samego klasztoru. Jednak zamienione w fortece przez niemieckich spadochroniarzy gruzowisko ostatecznie pozostaje niezdobyte, bowiem brytyjscy oficerowie, w obawie przed buntem i całkowitym rozbiciem niektórych jednostek, nakazali odwrót 25 marca.

Kolejne miesiące trwało lizanie ran i odbudowa alianckiego potencjału. W rejon ściągnięto oddziały francuskie i polskie, które uzupełniły już i tak bardzo bogatą narodowo koalicję za linią Gustawa. Czwarty atak zaczyna się 12 maja. Jak poprzednie spotyka się z zażartą obroną, rosząc obwicie krwią włoską ziemię. Żołnierze walczą nie tylko z wrogiem, ale również pogodą i, zamienionym przez miesiące ostrzału w pogorzelisko, terenem. W krótkiej pauzie 13 maja topniejące w oczach oddziały uzupełniane są kim się da. Atak trwa cztery dni i noce. Alianci ścierają się z niemieckimi kontratakami, w czasie których dochodzi do walki wręcz. Panami życia i śmierci stają się snajperzy obu stron, wyłuskujący przeciwników pośród skał i wraków. Ostatecznie wobec utraty większości wzgórza i obawy przed okrążeniem przez francuskie czołgi, które przedarły się przez linię umocnień na skrzydle, niemieccy żołnierze wycofują się ze wzgórza. 18 maja Polacy wkraczają na szczyt i zajmują przeklęty klasztor.

Trwająca cztery długie miesiące kampania o przełamanie Linii Gustawa w rejonie Monte Cassino kosztowała życie ponad 70 tys. ludzi. Jej kosztowny sukces, którego wynikiem była dramatyczna ucieczka sił Osi na północ, został zmarnowany przez ambicję amerykańskiego generała Clarka, który zamiast odciąć wycofującą się wrogą armię pełnie sił zużył, by triumfalnie wjechać do Rzymu. Jego osobista chwała, którą zdobył 4 czerwca 1944, nie tylko została przyćmiona przez lądowanie w Normandii (które nastąpiło 48 godzin później), ale kosztowała życia kolejnych tysięcy i kontynuację wojny we Włoszech aż do maja 1945 – Niemcy bowiem wycofali się za kolejną linię umocnień, znaną jako Linia Gotów.

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=119375453617830&id=107236574831718

638445_monte-cassino

Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , , , | Skomentuj