Ćwiczenie nr.1

3 maja 1830 roku w hrabstwie Kent nie był wybitnie pięknym dniem – chmury wisiały nisko, wilgoć późnej wiosny była wszędobylska, wiał mokry wiatr. Kilka osób z zebranego tłumu już pociągało nosem. Jednak nie przybyli tu by się opalać, lecz by ujrzeć w ruchu, jak to zapowiadano, przyszłość transportu. Przed zgromadzonym tłumem stanął solidnie zbudowany jegomość z pokaźnymi bokobrodami. Przymówił doniośle i fachowo. Oto przed oczami zebranych została otwarta linia kolejowa Canterbury-Whitstable. Jej wyjątkowość wynikała z faktu, iż jako pierwsza w całej Anglii zaprojektowano ją, by pojazdy na niej opierały się wyłącznie na mocy własnych napędów parowych. Wspominając na tym orator nieco się skrzywił – obawiał się tego pomysłu. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Wyjawił, że linia będzie miała długość 6 mil (9,66 km) i szerokości 4 stóp i 8,5 cala (143,5 cm), a w jej ramach stworzono specjalnie jeden tunel. Wspomniał, iż w ramach planowanego i przygotowanego już terminarzu kursy składów rozpoczną się do końca miesiąca, zaś pierwszym z pociągów będzie lokomotywa „Invicta”. Delikatnie uśmiechnął się – tak wyszukane imię do jeżdżącego silnika parowego okazało się strzałem w dziesiątkę. Dżentelmen nie zawiódł widowni – „Niezwyciężona”, zgodnie z jego obietnicą, wykonała swój pierwszy kurs już 30 maja, wywołując zachwyt i onieśmielając, stanowiąc przy tym początek nowego etapu w historii transportu. Owym słownym jegomościem, a przy tym konstruktorem dzielnej, czerwonej lokomotywy, był Robert Stephenson.

Otwarcie linii Canterbury-Whitstable okazało się niezwykłym sukcesem, rewolucjonizując kwestie transportu w Anglii, a z czasem w całej Europie. Okazało się, że połączenia kolejowe można tworzyć ze znacznie mniejszymi potrzebami logistycznymi – do tej pory, dla pewności, przy stacjach i wzdłuż torów instalowano dodatkowe lokomotywy, czy też budowano zajezdnie konne, skąd wierzchowce miały wyjeżdżać i ruszać na pomoc zepsutej lub niedomagającej lokomotywie. Odważny ruch Stephensona, do którego przekonali go jego wspólnicy, opłacił się, bowiem jego system nie dość, że tańszy, to okazał się również wydajny. Udowodnił również, że kolej staje się samodzielnym bytem, a jej technologia wchodzi w okres dojrzałości, mogąc odchodzić już od „wspomagania”. Nie dokonał tego bynajmniej sam – jego wspólnikiem i kooperatorem przy opracowaniu nowych technologi był jego kuzyn, Jerzy Robert. Konstrukcje ich pomysłu wygrały państwowy przetarg na ciągniki parowe obsługujące nową linię kolejową.

Linia została wpięta w szykowaną dłuższą trasę, łączącą Liverpool i Manchester. By oddać honory pionierom całkowitego przejścia na potęgę pary, w defiladzie aż ośmiu pociągów, która odbyła się we wrześniu 1830, role lidera przyznano pociągowi Stephensonów. Niestety, uroczystość przypieczętowało tragiczne wydarzenie – podczas inauguracji śmiertelnie ranny przez jadący pociąg został brytyjski poseł, William Huskisson. Jednak nawet ta tragedia nie powstrzymała rozwoju. W 1844 roku została przyjęta ustawa o regulacjach kolejowych, która nadała prawny charakter rozwiązaniom stworzonym przez „Robert Stephenson and Company” – ustawowo ustaloną szerokością torów dla Zjednoczonego Królestwa stało się 4 stop i 8,5 cala. Dziedzictwo, które brytyjskie kolejnictwo zawdzięcza właśnie odwadze i innowacyjności dwóch kuzynów i ich firmy.

jjmh

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *